kobieta klęczy przede mną, ręce ma skrępowane, jej jędrne piersi sterczą do przodu, w tej pozycji widać linię jej żeber..
– Panie – szepcze – zrób ze mną, co tylko chcesz.
Wyciągam rękę i przeczesuję jej czarne jak smoła włosy, schodzę na piersi, ściskam jej sutek i zaczynam rozpinać pasek.
Jak się tam znalazłem? Zaraz opowiem.
—
Robiłem doktorat w katedrze literatury porównawczej na jednym z największych uniwersytetów. W zeszłym roku było głośno o naszej uczelni z powodu protestów studenckich, zresztą od czasu do czasu pojawia się z różnych powodów w wiadomościach. W czasie protestów wielu moich kolegów odnotowało spadek frekwencji na zajęciach – raczej żadnemu z nas to nie przeszkadzało, bo w większości jesteśmy bardziej lewicowi niż ci nasi mali buntownicy.
Na moim seminarium magisterskim wciąż był komplet. Miałem pewien sekret, dzięki któremu zawsze zapisywała się do mnie rekordowa liczba chętnych: seks. Ktoś chciał cały semestr czytać o seksie? Zapisz się na na “Seksualność w literaturze – seminarium porównawcze”. Proste i genialne.
Jeśli nigdy nie czytaliście “Historii O” – cóż, polecam. Dla wykładowcy to idealny temat zajęć, bo studenci uwielbiają o tym dyskutować. A Nadii, jednej z moich studentek, ta książka uświadomiła coś, czego wcześniej o sobie nie wiedziała.
– Chyba chciałabym zmienić temat pracy – powiedziała pewnego popołudnia, gdy przy kawie omawialiśmy jej oryginalny temat, czyli historie pracownic seksualnych w przekazie ustnym – na coś bardziej…
Zamilkła i przygryzła wargi. Była drobną dziewczyną, miała jakieś dalekowschodnie korzenie, studiowała jednocześnie lingwistykę i biologię, wciąż zastanawiała się nad medycyną.
– Bardziej…? – starałem się pomóc.
– Chciałabym pisać o BDSM. Bardzo podobała mi się “Historia O” i pomyślałam… – i tu podała całkiem sensownie brzmiący temat, łączący zagadnienie feminizmu z tekstami o seksualnym poddaństwie. Zaakceptowałem temat i rozeszliśmy się.
Wszystko działo się stopniowo, prawie niedostrzegalnie. Podobała mi się, oczywiście, ale podobało mi się wiele moich studentek, więc nauczyłem się to ignorować – jak większość gorącokrwistych wykładowców, przyzwyczaiłem się do obecności atrakcyjnych, bystrych, pełnych entuzjazmu młodych kobiet, które dzieliły się ze mną swoimi problemami. Spotykałem się z Nadią co dwa tygodnie, potem co tydzień, rozmawialiśmy o jej pracy, o jej innych zajęciach, o jej działalności studenckiej. Pewnego dnia zorientowałem się, że położyłem rękę na jej dłoni. Mówiła wtedy z zapałem o organizacji protestów. Łagodnie zabrałem rękę, ona spojrzała najpierw na swoją dłoń, a potem na mnie – nie mogłem rozgryźć jej wyrazu twarzy.
– Przepraszam – zacząłem.
– Nie, nie, wszystko w porządku – odpowiedziała, trochę za szybko.
– Wiesz, że to nie jest w porządku.
– Ale ja czuję, że jest – ciągnęła.
– A jednak nie jest.
Dużo o tym czytałam i mam wrażenie, że to coś… Że zawsze tego pragnęłam – wyszeptała. – A poza tym zawsze chciałam, żeby zrobił to ktoś taki jak ty.
Milczałem przez chwilę. Oczywiście, że chciałem się zgodzić. Kto by nie chciał? Nadia była piękna. Zawsze rozkoszna, słodka i czuła, a w sytuacjach intymnych nieco zadziorna. Była cholernie bystra i przenikliwa, gdy tylko zaczynałem chrzanić jakieś głupoty na zajęciach, unosiła porozumiewawczo brew – choć żaden inny student nie połapał się, że ściemniałem.
– Możemy spróbować na początek kilku rzeczy, zobaczymy, czy ci się spodoba – odpowiedziałem w końcu. Szeptałem jej do ucha, a moja dłoń zjeżdżała po jej smukłym brzuszku.
– Jak mam cię nazywać? – spytała.
– Na razie możesz mówić “panie”. “Żółty” oznacza zwolnij, “czerwony” – przestań. W porządku?
– W porządku – przytaknęła entuzjastycznie.
Kazałem jej wstać z łóżka i włącz