Kolejnym razem obróciłem łóżko tak, by mogła na siebie patrzeć w lustrze. Tym razem przyniosłem dwa gadżety – kajdany na nogi i pejcz. Nie widziałem już protestu w spojrzeniu. Była w nim ekscytacja, pragnienie, ale i lekki lęk przed tym, co może nadejść. Tego dnia nie przykułem jej tak, jak zwykle, leżącą na plecach. Tym razem skułem ją tak, by klęczała na łóżku i patrzyła w swoje odbicie w lustrze. Dłonie jak zwykle zostały uwięzione, a nogi skute razem i unieruchomione, by nie mogła ich wyciągnąć i wyprostować. W ustach miała knebel.
Patrzyła lustro, wodząc za mną spojrzeniem. Kazałem jej patrzeć tylko na siebie. Zrobiła to, patrzyła na swoją twarz i wypięty do góry tyłek. Podszedłem z boku do łóżka i uniosłem dłoń. Dałem jej wpierw klapsa, na co zareagowała głośnym piskiem, który zginął w czerwonej kuleczce. Drugi klaps – głośny, przeciągły jęk bólu i podniecenia. Spojrzała na mnie. Zasługiwała na karę. Dostała raz pejczem po pośladkach. Rzemienie zostawiły czerwone pręgi, które kłuły ją igiełkami bólu. W oczach miała łzy, ale spojrzenie wcale nie zdradzało zmaltretowania. Widziałem w nich pragnienie, by było tego więcej. Patrzyła na mnie, więc znów dostała raz pejczem. Zrozumiała. Patrzyła już tylko w swoje odbicie.
Tamtego wieczoru obyło się bez seksu. To była po prostu chłosta i nauka czegoś nowego. Kolejnym razem to ona przyniosła mi wszystkie niezbędne akcesoria. Przyszła do mnie na czworaka i poprosiła jak grzeczna suczka. Uśmiechnąłem się i przewidziałem, że tak będzie. Dlatego sprawiłem jej prezent. Pogładziłem ją po policzku, następnie zapiąłem obrożę na jej szyi, przypiąłem smycz i zaprowadziłem ją do łóżka. Wiedziałem już, że moja żona będzie wierną niewolnicą, ladacznicą na każde wezwanie swojego pana. A ja będę mógł z nią zrobić, co tylko mi się spodoba. Seks nie smakował już nigdy więcej tak samo, gdy zamiast partnerki, miało się uległą sukę, którą za przewinienia się karało, a za dobre uczynki – nagradzało wedle własnego uznania. A ona zawsze była wdzięczna.